Halik z sieci:
.
###
Książki:
Wybrane fragmenty:
Cierpliwość wobec Boga. Spotkanie wiary z niewiarą 
#
„dzis bowiem jest głupotą sprowadzanie chrześcijaństwa do wymiarów jednej tradycji i niedostrzeganie, jak w sposób naturalny przeskakują iskry pomiędzy granicami konfesji i jak Kościoły w dobrym i złym wzajemnie na siebie wpływają”

„Pozwólcie Bogu iść dalej (…)„A jeśli w okres między utratą „boga ojców” a znalezieniem wiary synów (już nie odziedziczonej religii, ale wolnej odpowiedzi na powiew Ducha Świętego dzisiaj) wkroczy ateizm (…) to tego ryzyka się nie bójmy: „Ten czas ogołocenia, ten czas wymiany z obcymi może być czasem bez Boga, ale ten czas nieobecności jest konieczny, abyśmy stworzyli Bogu możliwość, by dał się nam taki, jaki jest. Musimy pozwolić Mu przyjść w Jego nowości, choć może wtedy w Tym, który przychodzi do nas skądinąd, nie będziemy umieli rozpoznać Boga naszych ojców”

„Zacheusze zazwyczaj (…) zajmują miejsce na obrzeżach widzialnego Kościoła. Ale właśnie te obrzeża nie tylko dla Zacheuszów ale i dla samego Kościoła są niezmiernie ważne! Kościół bowiem bez tych obrzeży, nie byłby Kościołem lecz sektą. Jedną z podstawowych różnic między Kościołem a sekta jest to, że sekta – a nie Kościół ogranicza się do twardego rdzenia złożonego z absolutnie wyrazistych członków i w takim typie swoich członków widzi ideał. Kościoły s a starsze, mądrzejsze, bardziej doświadczone i bardziej wielkoduszne: wiedzą, że oprócz twardego rdzenia, kręgosłupa, potrzebują też trochę bardziej elastycznego ciała (…)”

„Teresa oznajmia, że traktuje niewierzących jak swoich braci, z którymi teraz siedzi przy wspólnym stole i je ten sam chleb (…) Takiego stosunku do niewierzących Kościół tamtych czasów w ogóle nie zna. Ateizm jest dla niego herezją, a przede wszystkim grzechem. Być może wśród sióstr znajdą się i takie, które modlą się i ofiarują za niewierzących, chcą być matkami i chrzestnymi ich nawróceń – ale Teresa chce być ich siostrą, postrzega ich dosłownie jak swych braci”

„Jeśli dobrze rozumiem Teresę oraz jej drogę przez paradoksy i nieustanne reinterpretacje, chodzi jej o coś innego: nie o wciągnięcie owych niewierzących do wnętrza Kościoła ale raczej by to wnętrze rozszerzyć o doświadczenie ciemności: ona swoją solidarnością z niewierzącymi zdobywa dla zbyt dotychczas zamkniętego Kościoła nowe terytorium razem z tymi, którzy je zamieszkują”

„i właśnie blisko tego ateizmu stoi „utrata wiary”, która miałem na myśli: śmierć wiary na krzyżu naszego świata, godzina kiedy człowiek zanurzony jest w wewnętrznych i zewnętrznych ciemnościach, „precz od wszystkich słońc”. Tak wygląda krzyż z perspektywy naszego świata. Tak wygląda człowiek i świat, gdy padnie na niego cień krzyża (…) Wydarzenie ewangeliczne i ten rodzaj ateizmu przecinają się w chwili okrzyku Jezusa „Boże mój, czemuś Mnie opuścił”. Chesterton wyraża to w niezwykłym zdaniu: Pozwólmy ateistom wybrać sobie boga. Znajdą tylko jedno Bóstwo, które kiedykolwiek dało wyraz swojemu osamotnieniu, i tylko jedną religię, w której Bóg przez chwilę wydawał się ateistą”

„Ateizmu – tego żarliwego ateizmu protestu – nie możemy zwyciężyć inaczej jak tylko go obejmując. Obejmijmy go z całą żarliwością naszej wiary i pobłogosławmy mu: Uczyńmy jego egzystencjalne doświadczenie częścią naszego doświadczenia. Nie możemy dostąpić błogosławieństwa dojrzałości, dopóki nasza wiara nie potraktuje poważnie ludzkiej egzystencji i nie zdoła jej unieść, nie umniejszając przy tym jej wagi za pomocą łatwej pociechy religijnej. Dojrzała wiara jest cierpliwością trwania w mrokach tajemnicy”.

„Kiedyś sądziłem, że jednym z najtrudniejszych zadań moralnych – ale jednocześnie jedna z największych okazji stania się moralnie dojrzałym – jest zachowanie twarzy w czasach represji, w okresie niewoli. Później zrozumiałem, że czymś jeszcze trudniejszym jest okres na progu nowo odzyskanej wolności. Po upadku każdego reżimu totalitarnego, podobnie jak po zakończeniu wijny domowej, bohaterowie i ofiary zostaja wymieszani z jednym społeczeństwie z winowajcami i kolaborantami, a także tymi, którzy przeżyli za cenę jawnych lub ukrytych kompromisów (tu trochę opisów różnych przypadków) (…) Przejście od dyktatury do demokracji w naszym kraju nie zawierało żadnego etapu rewolucyjnych rozliczeń (…) świat z uznaniem mówił o aksamitnej rewolucji (…) czy nie nastąpiła druga skrajność – czyli bagatelizacja winy? (…) To, że zaoszczędziliśmy sobie bolesnego procesu pojednania i uzdrowienia społeczeństwa, spowodowało jego moralne osłabienie. Rany nie zostały zagojone, tylko przykryte i zaczęły ropieć (…)Szarość, umozliwiająca wywołanie złudzenia pozornej jedności, w której rychło zatarła się różnica między dysydentem a konfidentem, nie opłaciła się: szarośc gęstniała, a światło prawdy gasło. W tej szarości dawne elity rządzące po cichu przesunęły się ze świata władzy politycznej i policyjnej w dziedzine władzy ekonomicznej, skąd dzięki nagromadzonemu kapitałowi pieniędzy, zaczęły rządzić społeczeństwem”.

„modlić się znaczy zamknąć oczy i uświadomi sobie, że Bóg teraz tworzy świat” /Halik za św. Augustynem/

Noc spowiednika

„Nie zachęcam nikogo, aby opuszczał wspólnotę Kościoła, jeśli mu w niej dobrze; po co miałby to robić? istnieją na pewno porządne i zadowolone dzieci Kościoła i nie mam nic przeciwko nim, przede wszystkim dlatego, że nie znam ich zbyt wielu, a duszpasterstwo bezgrzesznych nie jest moją domeną. Czuję, że zostałem posłany – śladami swego Pana – w pierwszym rzędzie do „zagubionych owiec domu Izraela”. Także te zagubione owce niekiedy wracają. Trzeba uczynić dla nich coś więcej, niż tylko milcząco otworzyć drzwiczki wiodące powrotem do stada”

„Kłopoty, rany i radości mojego Kościoła są także moimi słabościami; smutki i udręki tych, którzy tracą poczucie Bożej bliskości, są także moimi otchłaniami…”

Jestem przekonany, że „ratunek dla Kościoła” nie nadejdzie ani z prawa ani z lewa, ani z przeszłości, gdybyśmy chcieli w nia uciec, ani z przyszłości, gdybyśmy ją chcieli zaplanować według naszych wyobrażeń, ani z góry, jak deus ex machina – pozytywna zmiana może nadejść jedynie z głębi, głębokiej teologicznej i duchowej odnowy.
(…)zwłaszcza Kościół katolicki w epoce nowożytnej w sporach z protestantami i moderną położył szczególny nacisk na dwie sprawy naukę i urząd – chrześcijaństwo zaczęło się jawić jako system w sferze myślenia i w sferze instytucjonalnej. Z pewnością oba te aspekty w sposób naturalny i zasadny są częścią Kościoła i trwać będą nadal. Przewiduje jednak, że nie będą odgrywały tak decydującej roli jak do tej pory, znajdą się trochę w cieniu. Kościół najlepiej odpowie na zróżnicowane potrzeby nadchodzącego pokolenia jeśli uda mu się przekazać chrześcijaństwo jako styl życia którego głębinowym wymiarem będzie duchowość (…) i drugą wyraźną cechą będzie solidarność, zwłaszcza solidarność, z tymi, którzy w danym społeczeństwie maja się źle”

„Przecież chrześcijaństwo naprawdę nie głosi pochwały przemocy! Ono tylko nie cenzuruje faktu, że przemoc jest częścią naszego świata i że dotknęła także naszego Pana. Ale jednocześnie mówi, że przemoc nie ma i nie może mieć ostatniego zdania, że Jezus raczej dał się zabić przez przemoc, niż przemocą się posłużyć albo ja zaakceptować. Wiara chrześcijańska mówi, że przemoc, po tym jak ją Chrystus wziął na siebie, przestała być rozdzierającym absurdem i została wewnętrznie przemieniona przez sens, który On nadał swojemu cierpieniu i śmierci. Krzyż nie jest demonstracją przemocy, cierpienia i śmierci, ale przeciwnie nowina o miłości silniejszej niż śmierć, jest kazaniem o sile nadziei, która relatywizuje i ironizuje sama śmierć: „Gdzie jest o śmierci twój oścień, gdzie jest twe zwycięstwo?” 

„każde poznanie jest ograniczone perspektywą poznającego, a każdy pogląd, nawet każde patrzenie i postrzeganie jest już samo w sobie interpretacją (…) rzeczywistość jest nieporównanie większa niż nasze pojęcia, słowa, kategorie i wyobrażenia. Dalsza droga prowadzi jedynie poprzez paradoksy.
Rzeczywistość stoi przed nami jako niewyczerpana tajemnica, pełna paradoksów, otwarta na wielość alternatywnych interpretacji – a to, jaką interpretację wybierzemy, jest sprawą naszego wyboru, naszego ryzyka, naszej odpowiedzialności. Jeżeli wybieramy jednak interpretacje świata, która określam słowem wiara, czeka nas wielki paradoks: musimy zrozumieć, że nasza wiara nie jest jedynie naszą sprawą (nie tylko naszym wyborem), ale, że jest już odpowiedzią, która ją poprzedzała: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” – mówi Jezus”

„Chciałbym(…) jeszcze powiedzieć, że jedną z największych radości mojej wiary, mojego zawierzenia Bogu, stanowi właśnie pewność, że jestem „na trwale uwolniony od roli boga”. Jest to chyba jeszcze większa radość, niż gdyby mi ktoś w latach szkolnych ogłosił upragniony werdykt, że zostałem „zwolniony z gimnastyki” albo w czasach Układu Warszawskiego – ze służby wojskowej; oba te pragnienia nie spełniły mi się wówczas. Myślę o radosnym zawołaniu jezuity Anthony’ego de Mello: Dzisiaj ostatecznie zrezygnowałem z roli dyrektora wszechświata!”

„Czyż świat nie jest pełen tragedii, która tak wielu ludziom zasłaniają oblicze Boga i nie pozwalają im wierzyć w Jego dobroć i miłość, wszechmoc i sprawiedliwość? czyż ziemski los Chrystusa, widziany w ziemskiej perspektywie, nie kończy się również tragedią krzyża, która ostrzega i zraża tych, którzy chcieliby wyruszyć w podobna drogę? czyż Kościół i jego dzieje, widziane w świeckiej perspektywie, przepełnione hańbą i zbrodnią, a także jego kiepska teraźniejszość, nie są jednym wielkim argumentem przeciwko wierze, iż rządzi nim, opiekuje się i napełnia go Boży Duch? (…)
Świat w którym żyjemy, jest głęboko ambiwalentny i rzeczywiście daje możliwość obu interpretacji: ateistycznej i opartej na wierze, a Bóg nie zdejmuje z nas wolności i odpowiedzialności, związanej z naszym wyborem”