Szla

wpis w: Aktualności | 0

Wieś Szla 40 dworów [domów, dymów – przyp. M.W.K.] i 350 mieszkańców ciągnie się bardzo długo, gdyż zagrody stoją tylko po prawej stronie piaszczystej, szerokiej drogi, obsadzonej brzozami. Chaty drewniane zwrócone frontem do ulicy, otoczone ogródkami o starannych płotach. Na szczycie swarogi, to jest zakończenie w kształcie rogów ozdobnie nacinanych. Okna ładnie obramowane w rzeźbionych ozdobach, duże, zasłonięte firaneczkami. 

Widać tu zamożność, staranność gospodarską, dążenie do uprzyjemnienia sobie życia. Wiejska droga jest zupełnie pustą, nie widać żywej duszy, nawet psy nie szczekają. Cała wieś na łąkach zbiera siano. Zdala widać liczne czworokątne stogi, pod daszkiem opartym na czterech słupach, który w miarę potrzeby można podnosić lub opuszczać. Pierwszy to raz spotykam tego rodzaju urządzenie. Furman nasz powiada, że Śliniaków [śleniaków, Szeniaków, czyli mieszkańców Szli – przyp. M.W.K.] nauczyło tego sposobu przechowywania siana wojsko rosyjskie, które jest tu stałym odbiorcą siana. We wsi jest i spółka spożywcza, co dowodzi uspołecznienia i dążenia do niezależności ekonomicznej od żydów.

W ostatniej zagrodzie widać nieco życia. Starzec w płóciennym ubraniu czerpie wodę ze studni. Żóraw jest śmiesznie krótki, widać blizko mają wodę zaskórną. Konie nasze, poczuwszy wodę, przystanęły i porozumiały się już z woźnicą w sprawie orzeźwienia się. 

Tuż przed nami bór sosnowy na piaszczystym gruncie. Pod borem nieco z boku maleńka drewniana chata o jednym małym okienku, ze świeżutkich czystych belek, kryta nowym gontem. Stoi odosobniona, wyrzucona ze wsi, gdyż zbyt jest ubogą by stanąć w szeregu wiejskich zagród. Nie śmie w stronę wsi zwrócić swego oblicza i patrzy gdzieś frontem w stronę boru. Nagle obok chaty, na tle kurtyny lasu, zjawia się jej mieszkaniec, postać, jakoby ze starych dziejów lub baśni. Stąpa lekko po piasku młody szczupły pasterz, trzymając w ręku długą ligawkę, może najstarszy instrument muzyczny w Polsce, o którym podał wiadomość arab al-Bakri, piszący o Polsce i Słowianach w X i XI wieku. Nogi ma obute w chodaki skórzane, których rzemyki krzyżują się na przylegających do nóg płóciennych spodniach. Płócienna krótka koszula, przepasana rzemykiem, słomkowy duży kapelusz na głowie dopełniają reszty stroju. 

„To nasz pasterz wioskowy” objaśnia starzec przy studni „idzie namoczyć w toku swoją ligawkę. Rano gra na niej, kiedy czas wypuszczać krowy na paśnik, gdyż wieś jest zbyt długa, by mógł w inny sposób zawiadomić gospodarzy, że czas wypuszczać bydło. A krowy nasze takie są mądre, że jak usłyszą granie, to ledwie się nie urwą, a jak która nie uwiązana to sama wychodzi na ulicę. Krowy nasze pasą się w lesie rządowym. Dawniej płaciliśmy po pół rubla od sztuki za całe lato i krowy chodzić mogły po całym boru. Teraz coraz gorzej. Podwyższają wciąż opłatę i tylko z brzega po najlichszem wolno im chodzić. Płaciliśmy po 10 złotych, a jeszcze pastuchowi coś da trzeba”.

Tymczasem pasterz nadszedł, spojrzał na nas jasnymi oczami z ogorzałej twarzy i zamoczył ligawkę swoją w toku. Prosiliśmy go żeby zagrał. „Teraz nie można” odrzekł stanowczo „wcale niepora. Krowy by pogłupiały, a i gospodynie na łąkach myślały by że już pora wieczorem krowy doić. Takiego zamętu ani krowom ani ludziom robić się nie godzi”. 

Nie mogąc poznać dźwięku ligawki, poprosiliśmy o możność jej obejrzenia. Wyjął ją z toku, obejrzał uważnie z obu stron, otrząsnął energicznie z wody i zbliżył się ku nam, niosąc z namaszczeniem swe berło, trzymając węższy koniec przy ustach, podczas gdy rozszerzona jej część sięgała poniżej kolan. Ligawka zbita jest z długich, prostych rozszerzonych ku dołowi klepek, ściśnięta obrączkami z gałązek. W górze wąska część zmieści się w ustach, podczas gdy dolny wywinięty nieco, mocno rozszerzony otwór mógłby pomieścić w sobie dwie duże pięści. Moczyć ją trzeba często w wodzie, aby klepki szczelnie do siebie przylegały nie przepuszczały powietrza przy dęciu. 

„A możebyście nam sprzedali tę ligawkę?” spytaliśmy właściciela, radując się myślą posiadania w zbiorach muzeum płockiego tego niezwykłego okazu. Ale pasterz wyrwał szybko z naszych rąk swój skarb, ścisnął go pod pachą i odrzekł z godnością: „Żebyśta nie wiem ile dawali, nie rozstanę się z nią nigdy. Ojciec mój ją zmajstrował – już teraz takiej nikt nie zrobi”. To rzekłszy odwrócił się od nas, i lekko stąpając po piasku przepadł nagle wśród lasu, wraz ze swoją ligawką, jak przystało na prawdziwego potomka leśnego ludu. 

Cienisty bór nęci i obiecuje miły chłód – po skwarze słonecznym. Wkrótce pojedziemy przezeń szeroką rozjeżdżoną drogą piaszczystą. Daremnie z boku leśnicy przekopują rowy, sypią poprzeczne wały, aby wstrzymać podróżnych od dalszego rozjeżdżania. Skoro tylko kobierzec roślinny zostanie zniszczony, sypki piach staje się trudnym do przebycia i woźnica kieruje zmęczone konie na lżejszy, nie zjeżdżony kawałek. Z czasem tworzy się kilka bocznych dróg, podczas gdy dawna droga pośrodku zarosła, stwardniała i znów daje trwałą podstawę dla kół i kopyt końskich. Liczne doły po wykopanej karpinie, połamane krzewy, obskubane rośliny wygrabione na ściółkę opadłe [słowo nieczytelne], dają świadectwo o gospodarce człowieka i wtrącaniu się jego do spraw natury. 

[brak fragmentu] tu trzcinnika (Calamagrostis epigeiosroth) o wielkich brunatnych pióropuszach, skrzyp zimowy (equisetum hemiole L) na żółtawych łodygach dźwiga okółki zwierających (?) się liści, szafirowy żmijowiec w wielkiej ilości wspaniale wyrasta, ziejąc z rozwartej paszczy otwartym językiem. Gleba piaszczysta nie zaopatruje roślin obficie w wodę, a słońce wypije z nich wilgoć. Dlatego też rośliny tu zwane kserofilne są skromnych wymagań, korzenie rozgałęzione puszczają głęboko i daleko, trzymając się sypkiego gruntu i sięgając po żywność. Od słońca zabezpieczają się roznosząc liście pionowo, aby świeciło na najmniejszą ich powierzchnię i pokrywając je kutnerem lub włoskami albo gromadząc wodę w liściach i łodygach. Pełno tu szarego pyleńca pospolitego (Berteroa incana) jest i lepnica drobnokwiatowa (silene otites) Biedrzeniec pospolity, są różne przytulje, wśród nich wonny Rojnik. Widać różne gatunki gruboszowatych (crassulaceae) jak rozchodnik, rojnik i inne, choć jeszcze nie wszystkim pora kwitnąć. Bór ten nie ma nic z tajemnych wnętrz dawnej puszczy, niedotkniętej ludzką stopą. Wszystko tu ludziom dobrze znane, wiadome, wymierzone, wyliczone, mające swego pana i właściciela.

Nieco głębiej w lesie, dokąd nie docierają żarłoczne krowy, zielenią się liście poziomek, przetykane gęsto jagód koralem. Kapelusze maślaczy, lepkie i lśniące, z przyległymi jeszcze kolkami i grudkami ziemi wyglądają z pod krzewów jałowcu. W bardziej wilgotnych miejscach, cienistych i wgłębionych jasne krzewinki czarnych jagód obejmują w swe posiadanie całe połacie ziemi. Obok z pośród mchów świecą białe gwiazdki siódmaczka, jedynej u nas rośliny o 7 płatkach, i przykuwają wzrok wykwintne gruszyczki o lśniących liściach i białych wonnych gwiazdkach lub wdzięczny zimozielon Pirola secunda L. o [słowo nieczytelne]-zielonych dzwoneczkach są to u nas w chłodnych wilgotnych cieniach przedstawiciele flory podbiegunowej. 

Bór śliński [szleński, w pobliżu wsi Szla – przyp. M.W.K.] w głębiach ziemi kryje skarby pożądane na całą okolicę – mianowicie glinę, której niema nawet na lekarstwo w piaszczystych błotnistych okolicach Jednorożca. To też zakradają się tu nocą lub nad ranem Kurpie z wozami i w upatrzonych miejscach kopią niezbędną glinę. Oczywiście nie może im się pomieścić w głowie aby kupować glinę lub płacić za pozwolenie jej ukopania, gdyż Pan Bóg dał ją dla wszystkich. Przecież jeszcze niedawno cała puszcza nie należała do nikogo, a raczej do każdego.

Trzy wiorsty ciągnęła się droga przez bór śliński, który półkolem otacza uprawne pola i łąki pod Jednorożcem, łącząc się z lasami puszczy przasnyskiej i Zielonej. Nagle za małą górką otwiera się rozległy widok na płaszczyznę utkaną z barwnych skrawków pól, począwszy od biało różowej tatarki, złotego żyta, bladego lnu, aż do ciemnych naci kartofli. Obok widnieją wielkie szmaragdowe płaty łąk z czuprynami krzewów lub rzędem kudłatych drzew, na widnokręgu zaś dookoła sinieją lasy. Wśród tej mozaiki traw białe piaski wypiętrzają się też we wzgórki lub wały, przecinając niekiedy łąki lub świecąc łysiną wśród pól i lasów. Dookoła przeważają barwy jasne, przejrzyste. Nawet gdy słońce skryje się za chmury, świecą te [słowo nieczytelne] piaszczyste, jak wielkie plamy, aż biją od nich promienie, rozjaśniając wszystko naokół. Pogoda, beztroskliwość, spokój idzie do duszy od tych jasności, choć role chude, żyto marne a i kartofle nie obfite. Ale nie ma tu prawie i chwastów. Miedze i pola wyglądają jak starannie opielone rośliny uprawne w widocznych szeregach, nie zatartych uciążliwym gdzieniegdzie zielskiem. Nie potrzebuję pleć tutejsze niewiasty ani zbyt się [słowo nieczytelne] przy okopywaniu kartofli. Botanik też nieobfity będzie mieć plon wśród roślin synantropijnych, tj. takich, które la swej egzystencji potrzebują aby ręka człowieka uczyniła wyrwę w pierwotnym kobiercu roślinnym i umożliwiła im walkę o byt z innymi gatunkami. 

Przy drodze spotykamy liczne krzyże i figury. Mieszkańcy tutejsi snać odczuwają, iż zczerniałe drzewo krzyża nie harmonizowało by z jasną barwą otoczenia, stanowiło by na ogólnym tle brzydką ciemną plamę, więc zarówno krzyże jak i ogradzające je sztachetki pomalowali na kolor jasno niebieski. Wskutek tego nie widać ich wcale, zjawiają się nagle, niespodzianie, budząc miłe, podobne uczucie harmonji i ładu.

I cmentarzyk na piaszczystej górce, otoczony jasnym murkiem, obsadzony powiewnymi brzozami, odejmuje śmierci grzebiącą bolesność, a nasuwa myśl o jakimś dobrze zasłużonym pogodnym spoczynku wśród błogiej ciszy rozległych pól.

Po czterech wiorstach piaszczystej uciążliwej drogi dojeżdżamy do Jednorożca (…)

cały wpis Marii Weroniki Kmoch – Opis Puszczy Kurpiowskiej, Szli i Jednorożca pióra Marii Macieszyny (1914)

mapa – Karte des Westlichen Russlands 1:100 000 /1892 – 1921/

Szla 100 lat wcześniej. Za „Obraz statystyczny powiatu przasnyskiego sporządzony w roku 1815 przez podprefekta tegoż powiatu F. S. Zielińskiego w Przasnyszu”, oprac. A. Kociszewski kilka informacji o wsiach kurpiowskich

Do Szli prowadzą mnie ślady 4xpradziadków i jeszcze biała plama w historii przodków…

#Goś #Więcek #Bojarska #Sadkowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.